Niektóre kosmetyki z dużych supermarketów stały się bezapelacyjnym, włosowym must have. Jednym z nich jest maska Kallos Latte, która zawdzięcza swoją popularność niskiej cenie i wyjątkowemu działaniu.
Do mlecznych masek zawsze podchodziłam z dozą nieufności. Korzystając z okazji, że w moim mieście otworzono Auchan, postanowiłam wypróbować perełki Kallosa, które wciąż cieszą się dobrą opinią internautek. Wybrałam 275-cio ml wersję, która kosztowała ok. 5 zł.
Maska zamknięta jest w wygodnym słoiczku, który mimo oszczędnej grafiki prezentuje się bardzo estetycznie. Zapach do złudzenia przypomina mleczne cukierki, aż chciałoby się jej spróbować! Jest wyczuwalny przez jakiś czas na włosach, niestety nie aż tak długo, jakbym sobie tego życzyła.
Producent poleca trzymanie maski na włosach przez 10 minut. Ja jak zwykle, trzymałam ją ok. 15 pod foliowym czepkiem i ręcznikiem. Zdecydowanym plusem tego produktu jest ułatwienie rozczesywania niesfornych loków oraz głębokie nawilżenie. Włosy są bardzo miękkie i przyjemne w dotyku, jednak nie zauważyłam obiecywanych przez producenta właściwości nabłyszczających. Na szczęście nie spotkałam się z "przyklapem" mimo, iż produkt nakładałam bardzo blisko skalpu.
Jest to kolejny, tani kosmetyk, który możemy z powodzeniem wykorzystać w naszej codziennej pielęgnacji. Wart zdecydowanie wyższej ceny.
Moja ocena: 8,5/10
U mnie np. po dłuższym stosowaniu spowodowała przetłuszczanie się włosów...
OdpowiedzUsuńjeszcze jej nie miałam, ale mam w planie przetestować wszystkie maseczki Kallosa :D
OdpowiedzUsuńMiałam, i dla mnie tragiczny, ale moje włosy nie znoszą protein mleka ;))
OdpowiedzUsuńA ja miałam chyba wersję bez silikonów ;) Nie sprawdziła się, ale teraz znowu mam odlewkę, przetestuję znowu ze sporym dodatkiem oleju :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie sprawdziła się na moich włosach, ale za to wersja Kallos Keratin jak najbardziej tak :)
OdpowiedzUsuń