Jeżeli chodzi o produkty Marion, to uwielbiam ich kurację z olejkiem arganowym, która świetnie zabezpiecza końcówki i ułatwia rozczesywanie. Kiedy zobaczyłam saszetki z samorozgrzewającą się odżywką stwierdziłam, że koniecznie muszę ich wypróbować. Na początek dwa warianty: do włosów suchych i łamliwych z oliwą z oliwek, olejem z orzechów i macadamia, oraz do włosów farbowanych z olejem z dzikiej róży oraz jojoba. Brzmi zachęcająco, prawda?
Opakowanie
Saszetka z 10 ml płynu. Strasznie niefunkcjonalna, do jej przecięcia potrzebowałam nożyczek.
Konsystencja
Zupełnie płynna, co skończyło się tragedią. Połowa odżywki wyciekła mi przez palce, gdyż niemożliwością jest utrzymać jej całej w dłoni. Nigdy nie spotkałam się z tak kiepską aplikacją. Trudno rozetrzeć ją w dłoniach, aby zrobiła się ciepła.
Cena/ Dostępność
Za jedną saszetkę zapłaciłam 1,99 w pobliskim sklepie chemiczno- kosmetycznym.
Działanie
Niestety, spotkałam się z wielkim rozczarowaniem. Atrakcyjna z nazwy i wyglądu odżywka okazała się niewypałem. Po części z winy umieszczenia płynnej substancji w niewygodnej saszetce, koszmarnej aplikacji i utraty połowy produktu. 10 ml to niestety za mało na włosy mojej długości i objętości. Nie miały chyba nawet szansy ulec odżywieniu- nie zauważyłam najmniejszych efektów. Co prawda nie obciążyła włosów, ale widziałam , że już ułożyły się w inny sposób, co świadczy o tym, że za bardzo się nie polubiły z produktem Marionu. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie, szczególnie, że uwielbiam oliwę z oliwek i wiem, jak świetnie wpływa na moje włosy. Kurację na gorąco oceniam na zimne 2 punkty. Próbowałyście kiedyś?
Nie miałam tego cudeńka, ale za to pokochałam marionowe laminowanie :D
OdpowiedzUsuńNie miałam. W sumie to pierwszy raz ją widzę.
OdpowiedzUsuń